Żyjemy w świecie, w którym wszystko ma swoją nazwę.
A jeśli jej nie ma, spokojnie, to tylko kwestia czasu, aby za chwilę zostało to nazwane, opatentowane i aby móc na tym zarobić!
Jednak nie o tym dziś stricte będę pisać. W końcu kij z tym. Skupmy się na nas jako ludziach i na problemie bigoreksji.
Co to jest BIGOREKSJA?
Kolejne uzależnienie od wyglądu, od wizerunku. Osoba cierpiąca na bigoreksję ma wrażenie, że jej ciało ma wciąż za mało masy mięśniowej, a za dużo tłuszczowej. Do tego strasznie się boi, że jak nie będzie intensywnie i dużo trenować oraz stosować odpowiedniej diety, to cała praca pójdzie na marne. To takie błędne koło jak w przypadku każdej choroby siedzącej gdzieś tam głęboko w naszej głowie.
Kocham sport - czym mam problem?
Nie, bez przesady. Sama uwielbiam sport. Dla mnie to forma odstresowania, odreagowania. A fajnym efektem ubocznym są mięśnie, które lubię ;) Ale jak nie mam czasu (wiadomo - dziecko pochłania mnóstwo pracy i czasu) to się nie tnę :P PO prostu potrenuję innego dnia i już. Jednak jeśli brak sportu wpędza Cię w irracjonalne dla Ciebie lęki, możesz zacząć się zastanawiać z czego to wynika.
Jak sobie z tym radzić?
Zachowaj spokój. Problem jest dość złożony. Można próbować pomóc sobie samemu, jeśli jesteśmy dość silni, może być potrzebna pomoc z zewnątrz. Każdy z nas jest inny.
Jeśli chcesz pogadać, zapraszam do maila. Postaram Ci się pomóc uporządkować i uschematyzować to, co siedzi w Twojej głowie. Razem znajdziemy odpowiedzi ;)
poniedziałek, 27 czerwca 2016
sobota, 25 czerwca 2016
Pregoreksja - dlaczego nie?
Jak już pisałam wcześniej - raz wpadniemy w sidła Any, siedzimy albo ona w nas już w zasadzie do końca życia, ale...
...ale jestem stanowczo PRZECIW anoreksji w ciąży! A tym jest właśnie PREGOREKSJA.
Dlaczego mimo, że dalej bałam się przytyć, pozwoliłam swojemu organizmowi i ciału na dobrowolne zwiększenie masy ciała?
Kochane moje,
same sobie róbcie co chcecie! Dla mnie możecie się zagłodzić na śmierć, jeśli takie macie marzenie! Jednak, jeśli decydujesz się na dziecko, pamiętaj: przestajesz być dzieckiem, stajesz się dorosłą osobą, która odpowiada już nie tylko za siebie, ale za drugą osobę (koniec syndromu Piotrusia Pana)!
A ta druga osoba jeszcze nie potrafi walczyć o siebie! W pewnym stopniu potrafi, co my ciężarne odczuwamy jako złe samopoczucie, mdłości, senność na początku. W końcu dla naszego organizmu nasze dziecko na początku jest ciałem obcym, które zagnieżdża się w nas. Stąd reakcje obronne organizmu. Stąd pierwszy i ostatni trymestr są dla nas czasem dość masakryczne.
Tak czy owak - decyzja o dziecku to wzięcie na siebie tego wszystkiego, takim jakim jest. A wierzcie mi, to i tak jest nic w porównaniu z tym, co Was czeka po urodzeniu. Na to Kochane, jeśli to Wasze pierwsze dziecko w dużej mierze psychicznie możecie być tak samo psychicznie nie przygotowane jak i ja. Niestety, społeczeństwo w żaden sposób nas nie wspiera i ostatecznie zostajemy z tym wszystkim same. Z naszymi myślami. Czasem destrukcyjnymi.
Wracając do meritum - nadmierna dbałość o sylwetkę, redukcja posiłków, kiedy organizmy (Twój i dziecka) się tego domagają (chodzi o realny głód, a nie obżeranie się, bo jestem w ciąży to mogę i muszę nawet jeść za dwoje - bo to są mity!) to najkrótsze drogi do zafundowania swojemu dziecku chorób, niedomagań, problemów zdrowotnych. Mogą też doprowadzić do śmierci maleństwa. Jeśli macie to wszystko w dupie - to nie udawajcie dorosłych, tylko odpuśćcie sobie macierzyństwo.
Ja w czasie ciąży odżywiałam się z zgodnie z tym, co podpowiadał mi organizm. I paradoksalnie wcale nie miałam żadnych zachcianek. Stad też na początku nie wiedziałam, że w ogóle jestem w ciąży. I paradoksalnie samoczynnie bardziej smakowała mi zdrowsza i lżejsza kuchnia.
W kwestii sportu musiałam sobie sporo odpuścić. W połowie były pewne problemy, bałam się ryzykować cudzym zdrowiem i życiem. Czy było mi łatwo? Nie było! Z dnia na dzień widzisz jak robisz się grubsza i grubsza i nic z tym zrobić nie możesz! I kupujesz większe i większe ciuchy! Masz do siebie obrzydzenie! Ale...
...ale mam też myśl, że lubię swobodę to pewnie i moje maleństwo chce mieć tam dużo miejsca. Dbałam o to, by malutkiej było wygodnie i dobrze. Nosiłam luźne ubrania, choć też nie musiałam. Starałam się w miarę możliwości odpoczywać, ale dla kogoś z wiecznym adhd i powerem to coś strasznego. Nie poddałam się. I urodziłam śliczną i zdrową córeczkę w tym roku!
Urodziłam w styczniu. Bilans końcowy wyglądał tak, że mimo iż stosowałam bardzo umiarkowany sport pod koniec ciąży (bóle kręgosłupa i nóg były tak nieznośne, że musiałam coś już robić), jadłam jak podpowiadał mi organizm (ale się nie przejadałam) to byłam na plusie 31 kg więcej! Masakra!
A po wyjściu ze szpitala zeszło ze mnie raptem 7 kg... Nieźle co?
Czy byłam załamana? Oczywiście!
Wszystko Cię boli. Nie odnajdujesz się w nowej roli! Nie możesz się ruszać (cc). Masz prawie 2 miesiące baby bluesa. Zero wsparcia psychicznego na miejscu. Ale...
...ale dalej się nie poddałam! Cholernie bolało, jednak po ok. 1,5 miesiąca od urodzenia młodej zaczęłam treningi. Najpierw delikatne, bez obciążania brzucha, rany. Z pomocą stołu, krzesła, ściany. Wszystko bolało jak cholera! Jesteś nie wyspana, obolała, życie wywrócone do góry nogami. Jednak co wieczór czekałam na to, aż Łukasz wróci wieczorem, weźmie ode mnie małą a sama czy pół godziny czy godzinę walczyłam ze sobą i swoimi słabościami.
W końcu po upływie 2 miesięcy i 18 dni udało mi się nie odczuwać bólu na linii cięcia! Jakaż była moja radość! Mogłam sobie narzucić wyższe tempo!
I młoda nie ma jeszcze pół roku, a ja mam wagę taką jak przed ciążą! Da się! Nic za darmo! Ciężka praca, cierpliwość i systematyczność. To klucze do każdego sukcesu!
...ale jestem stanowczo PRZECIW anoreksji w ciąży! A tym jest właśnie PREGOREKSJA.
Dlaczego mimo, że dalej bałam się przytyć, pozwoliłam swojemu organizmowi i ciału na dobrowolne zwiększenie masy ciała?
Kochane moje,
same sobie róbcie co chcecie! Dla mnie możecie się zagłodzić na śmierć, jeśli takie macie marzenie! Jednak, jeśli decydujesz się na dziecko, pamiętaj: przestajesz być dzieckiem, stajesz się dorosłą osobą, która odpowiada już nie tylko za siebie, ale za drugą osobę (koniec syndromu Piotrusia Pana)!
A ta druga osoba jeszcze nie potrafi walczyć o siebie! W pewnym stopniu potrafi, co my ciężarne odczuwamy jako złe samopoczucie, mdłości, senność na początku. W końcu dla naszego organizmu nasze dziecko na początku jest ciałem obcym, które zagnieżdża się w nas. Stąd reakcje obronne organizmu. Stąd pierwszy i ostatni trymestr są dla nas czasem dość masakryczne.
Tak czy owak - decyzja o dziecku to wzięcie na siebie tego wszystkiego, takim jakim jest. A wierzcie mi, to i tak jest nic w porównaniu z tym, co Was czeka po urodzeniu. Na to Kochane, jeśli to Wasze pierwsze dziecko w dużej mierze psychicznie możecie być tak samo psychicznie nie przygotowane jak i ja. Niestety, społeczeństwo w żaden sposób nas nie wspiera i ostatecznie zostajemy z tym wszystkim same. Z naszymi myślami. Czasem destrukcyjnymi.
Wracając do meritum - nadmierna dbałość o sylwetkę, redukcja posiłków, kiedy organizmy (Twój i dziecka) się tego domagają (chodzi o realny głód, a nie obżeranie się, bo jestem w ciąży to mogę i muszę nawet jeść za dwoje - bo to są mity!) to najkrótsze drogi do zafundowania swojemu dziecku chorób, niedomagań, problemów zdrowotnych. Mogą też doprowadzić do śmierci maleństwa. Jeśli macie to wszystko w dupie - to nie udawajcie dorosłych, tylko odpuśćcie sobie macierzyństwo.
Ja w czasie ciąży odżywiałam się z zgodnie z tym, co podpowiadał mi organizm. I paradoksalnie wcale nie miałam żadnych zachcianek. Stad też na początku nie wiedziałam, że w ogóle jestem w ciąży. I paradoksalnie samoczynnie bardziej smakowała mi zdrowsza i lżejsza kuchnia.
W kwestii sportu musiałam sobie sporo odpuścić. W połowie były pewne problemy, bałam się ryzykować cudzym zdrowiem i życiem. Czy było mi łatwo? Nie było! Z dnia na dzień widzisz jak robisz się grubsza i grubsza i nic z tym zrobić nie możesz! I kupujesz większe i większe ciuchy! Masz do siebie obrzydzenie! Ale...
...ale mam też myśl, że lubię swobodę to pewnie i moje maleństwo chce mieć tam dużo miejsca. Dbałam o to, by malutkiej było wygodnie i dobrze. Nosiłam luźne ubrania, choć też nie musiałam. Starałam się w miarę możliwości odpoczywać, ale dla kogoś z wiecznym adhd i powerem to coś strasznego. Nie poddałam się. I urodziłam śliczną i zdrową córeczkę w tym roku!
A po wyjściu ze szpitala zeszło ze mnie raptem 7 kg... Nieźle co?
Czy byłam załamana? Oczywiście!
Wszystko Cię boli. Nie odnajdujesz się w nowej roli! Nie możesz się ruszać (cc). Masz prawie 2 miesiące baby bluesa. Zero wsparcia psychicznego na miejscu. Ale...
...ale dalej się nie poddałam! Cholernie bolało, jednak po ok. 1,5 miesiąca od urodzenia młodej zaczęłam treningi. Najpierw delikatne, bez obciążania brzucha, rany. Z pomocą stołu, krzesła, ściany. Wszystko bolało jak cholera! Jesteś nie wyspana, obolała, życie wywrócone do góry nogami. Jednak co wieczór czekałam na to, aż Łukasz wróci wieczorem, weźmie ode mnie małą a sama czy pół godziny czy godzinę walczyłam ze sobą i swoimi słabościami.
W końcu po upływie 2 miesięcy i 18 dni udało mi się nie odczuwać bólu na linii cięcia! Jakaż była moja radość! Mogłam sobie narzucić wyższe tempo!
I młoda nie ma jeszcze pół roku, a ja mam wagę taką jak przed ciążą! Da się! Nic za darmo! Ciężka praca, cierpliwość i systematyczność. To klucze do każdego sukcesu!
poniedziałek, 22 lutego 2016
Wykład o Anoreksji
Dnia 19 lutego miałam przyjemność poprowadzić zajęcia informacyjne nt. anoreksji w gimnazjum w Drążnej. Spotkanie było skierowane do dziewcząt klas pierwszych i drugich.
Na spotkanie namówiła mnie Agnieszka Królikowska, nauczyciel języka niemieckiego w szkole, niezwykle wrażliwa i świetnie zorganizowana osoba. To właśnie ona zorganizowała to spotkanie i dopilnowała, aby wszystko przebiegało perfekcyjnie.
Zresztą słowo PERFEKCJA w tym dniu było słowem kluczowym. Od tego zaczął się wykład i taki był temat: CHCĘ BYĆ PERFEKCYJNA!
Spotkania były dwa: osobno dla klas pierwszych i drugich.
Dla mnie były to dość osobliwe spotkania, podczas których szczerze opowiadałam o swoich doświadczeniach z anoreksją i bulimią. Byłam szczerze zaskoczona, że na sali panowała atmosfera żywego zainteresowania tematem oraz duża doza empatii. Myślę, że zarówno uczestniczki spotkań jak i ja na dłuższy czas zapamiętamy ten czas. Pod koniec spotkań padały różne pytania: czy problem dotyczy tylko płci żeńskiej, czy ich waga jest prawidłowa, jak znalazłam siłę do walki z chorobą, czy byłam hospitalizowana, jaka była moja najniższa waga i chyba jedno z najtrudniejszych jakie dotąd usłyszałam, jak się czuję z tym wszystkim...
Ja dziękuję bardzo za zaproszenie i miło spędzony czas, a dla zainteresowanych zapraszam również na krótką relację ze spotkania, dostępną w Gazecie Słupeckiej w najbliższy wtorek ;-)
Na spotkanie namówiła mnie Agnieszka Królikowska, nauczyciel języka niemieckiego w szkole, niezwykle wrażliwa i świetnie zorganizowana osoba. To właśnie ona zorganizowała to spotkanie i dopilnowała, aby wszystko przebiegało perfekcyjnie.
Zresztą słowo PERFEKCJA w tym dniu było słowem kluczowym. Od tego zaczął się wykład i taki był temat: CHCĘ BYĆ PERFEKCYJNA!
Spotkania były dwa: osobno dla klas pierwszych i drugich.
Dla mnie były to dość osobliwe spotkania, podczas których szczerze opowiadałam o swoich doświadczeniach z anoreksją i bulimią. Byłam szczerze zaskoczona, że na sali panowała atmosfera żywego zainteresowania tematem oraz duża doza empatii. Myślę, że zarówno uczestniczki spotkań jak i ja na dłuższy czas zapamiętamy ten czas. Pod koniec spotkań padały różne pytania: czy problem dotyczy tylko płci żeńskiej, czy ich waga jest prawidłowa, jak znalazłam siłę do walki z chorobą, czy byłam hospitalizowana, jaka była moja najniższa waga i chyba jedno z najtrudniejszych jakie dotąd usłyszałam, jak się czuję z tym wszystkim...
Ja dziękuję bardzo za zaproszenie i miło spędzony czas, a dla zainteresowanych zapraszam również na krótką relację ze spotkania, dostępną w Gazecie Słupeckiej w najbliższy wtorek ;-)
piątek, 8 stycznia 2016
Spokój Anorektyczki
Czy patrząc na Anorektyczkę nie wydaje Wam się ona oazą spokoju?
Obserwując zdjęcia Anorektyczek w sieci wyczuwam od nich spokój, pokorę, siłę, lekkość...
Sama oglądając swoje zdjęcia sprzed kilku lat też mam takie odczucia...
A jak to jest na prawdę?
Anorektyczka nie jest osobą wybuchową, przynajmniej nie w oczach społeczeństwa, wśród ludzi. Nie może sobie pozwolić na brak opanowania. Przecież to takie nieprofesjonalne. A przecież ona jest profesjonalistką w każdym calu. Wie czego chce i do tego dąży niestrudzenie.
Oczywiście - jest też człowiekiem, nie robotem, chociaż pozornie mechanizm jej działania przypomina naturę robota... A skoro jest istotą żywą, ma uczucia, które gdzieś musi uwolnić. Niemniej jednak nie pozwala sobie na takie nietaktowne zachowania publicznie. A jeśli już do takiego stopnia zostanie wyprowadzona z równowagi, korzystając ze swoich umiejętności aktorskich oraz szerokiej gamy masek strategicznie ucina dyskusję, dając do zrozumienia drugiej stronie, że nie warto było zaczynać takiej czy innej dyskusji na forum... Nie warto, bo opozycja wychodzi na debila, na własne życzenie zresztą.
Tak - Anorektyczki są dobrymi strategami. Muszą być w tym dobre, inaczej nie byłyby w miejscu, w jakim się znajdują. Tylko myśląc i działając wg. starannie obranej strategii są w stanie piąć się po stopniach w górę. Do realizacji swoich celów.
Poza tym ten bijący od nich spokój ma za zadanie uciszyć otoczenie, bo przecież wszystko jest w porządku. Nikt nie mdleje, nie trzyma się ściany, nie opuszcza w nauce czy pracy - nikt nie cierpi. Zatem wszystko musi być w jak najlepszym porządku.
Spokój uspokaja samą Anorektyczkę, spokój uspokaja otoczenie.
Obserwując zdjęcia Anorektyczek w sieci wyczuwam od nich spokój, pokorę, siłę, lekkość...
Sama oglądając swoje zdjęcia sprzed kilku lat też mam takie odczucia...
A jak to jest na prawdę?
Anorektyczka nie jest osobą wybuchową, przynajmniej nie w oczach społeczeństwa, wśród ludzi. Nie może sobie pozwolić na brak opanowania. Przecież to takie nieprofesjonalne. A przecież ona jest profesjonalistką w każdym calu. Wie czego chce i do tego dąży niestrudzenie.
Oczywiście - jest też człowiekiem, nie robotem, chociaż pozornie mechanizm jej działania przypomina naturę robota... A skoro jest istotą żywą, ma uczucia, które gdzieś musi uwolnić. Niemniej jednak nie pozwala sobie na takie nietaktowne zachowania publicznie. A jeśli już do takiego stopnia zostanie wyprowadzona z równowagi, korzystając ze swoich umiejętności aktorskich oraz szerokiej gamy masek strategicznie ucina dyskusję, dając do zrozumienia drugiej stronie, że nie warto było zaczynać takiej czy innej dyskusji na forum... Nie warto, bo opozycja wychodzi na debila, na własne życzenie zresztą.
Tak - Anorektyczki są dobrymi strategami. Muszą być w tym dobre, inaczej nie byłyby w miejscu, w jakim się znajdują. Tylko myśląc i działając wg. starannie obranej strategii są w stanie piąć się po stopniach w górę. Do realizacji swoich celów.
Poza tym ten bijący od nich spokój ma za zadanie uciszyć otoczenie, bo przecież wszystko jest w porządku. Nikt nie mdleje, nie trzyma się ściany, nie opuszcza w nauce czy pracy - nikt nie cierpi. Zatem wszystko musi być w jak najlepszym porządku.
Spokój uspokaja samą Anorektyczkę, spokój uspokaja otoczenie.
poniedziałek, 4 stycznia 2016
Czerwona bransoletka
Znakiem rozpoznawczym Motylków jest Czerwona bransoletka, noszona na prawym nadgarstku. Jeśli ktoś nosi fioletową, może się identyfikować z Mią (czyli Bulimią).
I na tym można byłoby skończyć ten post. Większej filozofii nie ma, tylko że kiedy ja wpadłam w sidła Any, nawet nie pomyślałam o jakiejkolwiek symbolice czy nawet grupie wsparcia. Ogólnie to wychodzi na to, że Anorektyczką jest się przez przypadek lub świadomie.
Przez przypadek - gorzej. Bo wpadasz i nawet nie wiesz, że wpadłaś. PO prostu - jesteś w jakimś chorym kręgu, w którym widzisz siebie jako osobę otyłą, tłustą, obleśną. Masz obrzydzenie do siebie. Do jedzenia. Do innych otyłych też! Tylko, że inni nie wydają Ci się tak grubi jak Ty sama. Tak się na tym koncentrujesz, że do głowy Ci nie przyjdzie, aby w necie siedzieć i szperać informacji nt. Anoreksji. Bo przecież Ciebie to nawet nie dotyczy. Ty masz swoje cele. Swoje marzenia. Do których dążysz. Swoje problemy. Z jakimi walczysz.
Jakaś tam czerwona bransoletka czy Thinspiracje? Nawet o tym nie pomyślisz.
Świadomie - czyli masz na tyle dosyć swojej tuszy (prawdziwej lub wyimaginowanej), że świadomie próbujesz wpaść w Anoreksję. Z różnym skutkiem. Stąd Otyłe Anorektyczki. Czyli dziewczyny, które marzą, że pewnego pięknego dnia od oglądania tych thinspiracji, noszenia czerwonej bransoletki, utożsamiania się z motylkami i wypowiadania na forach zaczną chudnąć... Jednym się udaje, innym nie. Ale tak czy siak - próbują. Karają się za niesubordynację. Chociaż bądźmy szczerzy - te dziewczynki to raczej takie hejterki, które chcą, ale nie mogą. I dlatego piszą takie bzdury po sieci. W nerwach, że siedząc przed komputerem nie chudną.
Zatem te atrybuty Anorektyczek powstały chyba bardziej z myślą o tym, które potrzebują jakiś dowodów, jakieś pomocy z zewnątrz, aby móc wejść w ramiona choroby.
Chory "normalnie" nie myśli o takich pierdołach. Po prostu jest chory.
I na tym można byłoby skończyć ten post. Większej filozofii nie ma, tylko że kiedy ja wpadłam w sidła Any, nawet nie pomyślałam o jakiejkolwiek symbolice czy nawet grupie wsparcia. Ogólnie to wychodzi na to, że Anorektyczką jest się przez przypadek lub świadomie.
Przez przypadek - gorzej. Bo wpadasz i nawet nie wiesz, że wpadłaś. PO prostu - jesteś w jakimś chorym kręgu, w którym widzisz siebie jako osobę otyłą, tłustą, obleśną. Masz obrzydzenie do siebie. Do jedzenia. Do innych otyłych też! Tylko, że inni nie wydają Ci się tak grubi jak Ty sama. Tak się na tym koncentrujesz, że do głowy Ci nie przyjdzie, aby w necie siedzieć i szperać informacji nt. Anoreksji. Bo przecież Ciebie to nawet nie dotyczy. Ty masz swoje cele. Swoje marzenia. Do których dążysz. Swoje problemy. Z jakimi walczysz.
Jakaś tam czerwona bransoletka czy Thinspiracje? Nawet o tym nie pomyślisz.
Świadomie - czyli masz na tyle dosyć swojej tuszy (prawdziwej lub wyimaginowanej), że świadomie próbujesz wpaść w Anoreksję. Z różnym skutkiem. Stąd Otyłe Anorektyczki. Czyli dziewczyny, które marzą, że pewnego pięknego dnia od oglądania tych thinspiracji, noszenia czerwonej bransoletki, utożsamiania się z motylkami i wypowiadania na forach zaczną chudnąć... Jednym się udaje, innym nie. Ale tak czy siak - próbują. Karają się za niesubordynację. Chociaż bądźmy szczerzy - te dziewczynki to raczej takie hejterki, które chcą, ale nie mogą. I dlatego piszą takie bzdury po sieci. W nerwach, że siedząc przed komputerem nie chudną.
Zatem te atrybuty Anorektyczek powstały chyba bardziej z myślą o tym, które potrzebują jakiś dowodów, jakieś pomocy z zewnątrz, aby móc wejść w ramiona choroby.
Chory "normalnie" nie myśli o takich pierdołach. Po prostu jest chory.
piątek, 1 stycznia 2016
Anoreksja - samopomoc
Po rozmowach z Wami oraz obserwacjach własnych widzę, że aby wyjść na przeciw chorobie nie potrzebujemy żadnych leków, hospitalizacji, długotrwałych terapii...
Bo to wszystko jest na nic, jeśli my sami świadomie nie powiemy NIE DLA ANOREKSJI!
Tak - musimy się zbuntować przeciw sobie. A każdy kto walczy ze sobą wie, że jest to najcięższa walka na świcie. Pokonać siebie. Być lepszym od siebie. Lepszą wersją samej siebie. Nie dać się zabić samej sobie.
Tak - otwarcie musimy się przyznać przed sobą, że nasz jedyny wróg jest w nas samych, a nie gdzieś w otoczeniu.
Tak - świadomość i zrozumienie to są pierwsze kroki do samopomocy. Jedynej skutecznej pomocy, jakiej możemy udzielić sobie.
I choćby nie wiadomo jak świat nasz najbliższy starał się nam pomóc, jest to nic w obliczu nas samych. Bo to my sami nie chcemy pomocy. Bo my sami nie widzimy, że jej potrzebujemy. Bo my sami musimy odczuć na własnej skórze, że robimy sobie krzywdę. Krzywdę, która może skończyć się śmiercią. A my umrzeć nie chcemy. Chcemy być szczupłe, chude, lekkie jak motyle. A to nie to samo co śmierć. I to zrozumieć musisz sama.
Bo to wszystko jest na nic, jeśli my sami świadomie nie powiemy NIE DLA ANOREKSJI!
Tak - musimy się zbuntować przeciw sobie. A każdy kto walczy ze sobą wie, że jest to najcięższa walka na świcie. Pokonać siebie. Być lepszym od siebie. Lepszą wersją samej siebie. Nie dać się zabić samej sobie.
Tak - otwarcie musimy się przyznać przed sobą, że nasz jedyny wróg jest w nas samych, a nie gdzieś w otoczeniu.
Tak - świadomość i zrozumienie to są pierwsze kroki do samopomocy. Jedynej skutecznej pomocy, jakiej możemy udzielić sobie.
I choćby nie wiadomo jak świat nasz najbliższy starał się nam pomóc, jest to nic w obliczu nas samych. Bo to my sami nie chcemy pomocy. Bo my sami nie widzimy, że jej potrzebujemy. Bo my sami musimy odczuć na własnej skórze, że robimy sobie krzywdę. Krzywdę, która może skończyć się śmiercią. A my umrzeć nie chcemy. Chcemy być szczupłe, chude, lekkie jak motyle. A to nie to samo co śmierć. I to zrozumieć musisz sama.
Subskrybuj:
Posty (Atom)